Kupując fundusze z ubezpieczeniem "nabijasz" kabzę agentowi, zamrażasz pieniądze na 20 lat, a zarządzanie nimi kosztuje dwa razy więcej niż w zwykłym TFI. Czy naprawdę tak wygląda kuchnia inwestycji z polisą ubezpieczeniową?
To zależy od uczciwego przedstawienia sprawy. W końcu wszystko można uprościć do pewnych banalnych i wątpliwych twierdzeń. Robiąc codzienne zakupy "nabijamy" kabzę sprzedawcy, jedząc lunch w restauracji płacimy więcej niż za kanapkę, płacąc zimą za wakacje "zamrażamy" nie tylko pieniądze, ale i czas i miejsce urlopu. Tymczasem prawda jest taka, że zakupy możemy robić w dogodnie wybranym miejscu i czasie, w restauracji płacimy za obsługę i umiejętności kucharza, rezerwując wakacje zbijamy cenę wyjazdu. A jak naprawdę jest z inwestycjami opakowanymi w polisach typu Aegon, Skandia czy Axa?
Moje pieniądze idą do kieszeni agenta
Nie. Sprzedawcy polis są wynagradzani przez towarzystwo ubezpieczeniowe, albo przez firmę-pośrednika, w której pracują. Wynagrodzenie jest prowizyjne. Może wynosić np. część opłat, które klient będzie wpłacać przez 20 lat. Ale to nie znaczy, że jego środki trafią do kieszeni sprzedawcy - to nieporozumienie. Pieniądze inwestora pracują od pierwszego dnia, od kiedy trafią do funduszy inwestycyjnych (na konto ubezpieczyciela). Nie znikają - pracują. To firma ubezpieczeniowa wypłaca ze swoich pieniędzy prowizję agentowi, który z tego żyje i nie może czekać np. 20 lat na wypłatę - aż okres inwestycji klienta się skończy. W końcu czy ktoś zna osobę, która jest skłonna poczekać na wypłatę 20 lat?
Nie mogę wypłacić środków przez pierwsze dwa lata
Tak. Wynika to z systemu wynagradzania agentów. Podpisując umowę o ubezpieczeniu klient zobowiązuje się do inwestowania przez okres kilkunastu lat (czasem kilku - ostatnie oferty skróciły okres inwestycji nawet do pięciu lat). Na tej podstawie wypłacane jest wynagrodzenie dla sprzedawcy. Ubezpieczyciel poniósł koszt wynagrodzenia swojego pracownika, wobec czego nie pozwala klientowi "uciec" - rodziłoby to pole do nadużyć (sprzedawcy mogliby umawiać się z klientami, a później po prostu dzielić otrzymaną prowizją). Ale ten zapis pozostaje tak naprawdę martwy. Dlaczego?
Polisy inwestycyjne tworzone są z myślą o wieloletnich planach oszczędzania, których zadaniem jest zbudować - przy wykorzystania siły procentu składanego - pokaźny kapitał z relatywnie niewielkich składek. Przykładowo, odkładając 300 PLN miesięcznie można zgromadzić 230 tys. PLN - trzy razy więcej niż wynikałoby to z sumy odkładanego kapitału. Całość planu opiera się na założeniu, że klient jest zdecydowany na jego budowę - tzn. że naprawdę zamierza oszczędzać przez kilka czy kilkanaście lat, a nie że za pół roku zmieni zdanie. Trochę jak ze ślubem - podjęcie takiego zobowiązania powinno być świadomą decyzją.
Należy przy tym nadmienić, że przerwanie wpłat nie oznacza zerwania umowy. Jej zerwaniem jest wycofanie środków i dopiero ono rodzi pewne konsekwencje. W miarę upływu lat opłata likwidacyjna (w relacji do zgromadzonych środków) maleje, aż do zera w przypadku wypełnienia umowy.
Opłaty za zarządzanie są wyższe niż w TFI
Tak, to prawda. Ubezpieczyciel dolicza swoją własną opłatę za zarządzanie. Zatem jeśli klient wybierze fundusz, w którym opłata za zarządzanie i tak wynosi 4 proc. w skali roku, to firma ubezpieczeniowa weźmie jeszcze 2 proc. od powierzonej jej kwoty. Razem daje to 6 proc. w skali roku. Pozostaje więc pytanie, za co te pieniądze płacić, skoro inwestować w fundusze można i bez pośrednictwa firmy ubezpieczeniowej?
Często pada odpowiedź - za wielki wybór funduszy, którzy klienci mają do dyspozycji wybierając strategię inwestycyjną. Każda zmiana funduszu obywa się bez przykrej konieczności uiszczenia podatku od zysków kapitałowych. Kontrargumentem są fundusze parasolowe, którymi zarządzają towarzystwa funduszy inwestycyjnych (TFI) - one także stwarzają możliwość zmiany strategii inwestycyjnej i tu także można tego podatku uniknąć. Zgoda.
Weźmy teraz sytuację z życia wziętą. Klient Kowalski zainwestował pieniądze w wiodący fundusz inwestycyjny na rynku, który od lat przynosił najwyższe zyski. Początkowo był zadowolony, ale okazało się, że wyniki funduszu na tle konkurencji były coraz słabsze. Fundusz z lidera spadł do trzeciej dziesiątki, zamiast zysków zaczął przynosić straty. Kowalski postanowił sprawdzić przyczyny tego stanu rzeczy. Okazało się, że zmienił się zarządzający funduszem, który przeszedł do innej firmy. Kowalski chętnie przeniósłby swoje pieniądze za owym świetnym zarządzającym, ale okazało się, że umarzając jednostki w funduszu musiał zapłacić 19-proc. podatek od osiągniętych zysków, a nowy fundusz pobiera dodatkowo 4-proc. opłatę wstępną. Łącznie oznaczało to dla Kowalskiego utratę 8 proc. oszczędności! Znalazł się w kropce. Zostać w słabym już teraz funduszu, licząc że poprawi on swoje wyniki, czy zdecydować się na zmianę? Zmiana funduszu także wydała mu się ryzykowna. "Co będzie, jeśli przeniosę swoje środki do nowego funduszu, a zarządzający odejdzie wkrótce także z tego miejsca pracy?". Podobnych dylematów są setki. Każde TFI oferuje bowiem tylko swoje własne fundusze - nigdy konkurencji. Nawet jeśli TFI mają własne fundusze parasolowe, to wybór między nimi ogranicza się do kilku subfunduszy. Nie można wybrać subfunduszu akcji A, B i C, ani obligacji X, Y i Z. Zawsze jest to jeden fundusz akcji i obligacji - klient TFI jest na nie skazany bez względu na uzyskiwane przez nie wyniki. Jeśli zechce się wycofać - zapłaci podatek i zapewne prowizję jeśli wybierze się do innego TFI. Warto wspomnieć, że przeniesienie pieniędzy w funduszu parasolowym z subfunduszu obligacji do akcji również kosztuje. I to także kilka procent.
Od tych wszystkich dylematów i kosztów zwolniony jest inwestor, który zdecydował się na polisę inwestycyjną. Ma do wyboru kilkadziesiąt różnych funduszy inwestycyjnych - może je zmieniać wedle własnego uznania, nie płacąc z tego tytułu ani podatków, ani żadnych dodatkowych opłat (o ile zmian będzie dokonywał w miarę roztropnie - nie częściej niż 12 razy w roku). Na tym sprawa się nie kończy - taki inwestor może przebierać nie tylko w ofercie funduszy krajowych, ale także zagranicznych, które oferują nieznane na polskim rynku profile inwestycyjne (np. fundusz inwestujący tylko w spółki energetyczne, albo surowcowe, albo sektor ochrony zdrowia, albo regionalne - np. azjatyckie, Ameryki Południowej itp.). Jeśli wybór wydaje się zbyt duży, zawsze może skontaktować się ze swoim doradcą, albo skorzystać z gotowych portfeli modelowych, które w zależności od preferencji dotyczących akceptowanego ryzyka służą gotowymi rozwiązaniami - w co zainwestować procent swojego portfela. I za te właśnie różnice - w porównaniu do zwykłych TFI - klienci płacą dodatkowe 2 proc. opłaty za zarządzanie.
Wnioski?
Oczywiście jeśli inwestor jest zdecydowany powierzyć pieniądze danemu funduszowi i nie zmieniać swojej strategii przez lata, nie ma większego sensu wybór polisy inwestycyjnej, która oferuje całą platformę różnorakich funduszy. Dopiero wybranie takiej strategii, która wymaga pewnych modyfikacji w czasie (a każda wieloletnia strategia powinna to zakładać, bo absurdalnym byłoby sądzenie, że np. przez 10 lat nie trafi się okres dekoniunktury na rynku akcji, obligacji czy surowców), uwypukla przewagę polis nad ofertą TFI.
Poza większą możliwością wyboru, skorzystania z podpowiedzi doradców przy wyborze funduszu, polisy ubezpieczeniowe oferują jeszcze jedną wartość - trudno wycenianą, bo o charakterze mentalnym. Opłaty likwidacyjne, które nie pozwalają na wycofanie zgromadzonych środków w dowolnie wybranym momencie powodują, że inwestorzy rzeczywiście tych środków nie naruszają - niezależnie od swojej sytuacji życiowej. A co za tym idzie rzeczywiście budują wieloletnie plany finansowe. W efekcie mogą dysponować naprawdę pokaźną sumą zgromadzoną np. na emeryturę. Tymczasem łatwość wycofywania środków z TFI sprawia, że klienci sięgają po swoje oszczędności za każdym razem gdy ich potrzebują (m.in. finansując wakacje czy inne wydatki o charakterze konsumpcyjnym), nieco lekceważąc swoje potrzeby jako np. przyszłych emerytów. A posiadanie dodatkowej emerytury, w sytuacji znanej już słabości finansowej ZUS, jest i będzie bezcennym udogodnieniem - bez względu na to, jaką rzeczywiście formę oszczędzania na emeryturę wybierzemy.
Dariusz Makosz, czołowy doradca finansowy Open Finance
tu znajdziesz oryginał artykułu
26.07.2007